Niby powodów nie mam - wszak jestem matką nie pracującą, SIEDZĘ w domu i taki niczego winny poniedziałek krzywdy w postaci pójścia do pracy mi nie robi...
Nie wiem. Może to siła sugestii.
A może Zespół Napięcia Przedmiesiączkowego, który - jak wiadomo - bywa przedłużony i u mnie kolejny miesiąc z rzędu nie zmienił się na czas w Zespół Wściekłości Miesiączkowej.
Zaczęło się od pobudki - nastąpiła w trybie wierzgactwa, więc z objęć Morfeusza wyrwał mnie potężny kop wcale niepotężną gierką i kuks w nochal małą rączką.
Skoro wstaliśmy - trzeba zjeść kaszkę. Mleko w mikrofali zamieniło się w ser.
Ale jest modyfikowane! Zanim rozrobiłam porcje całość była za zimna, żeby rozmieszała się kaszką... Zostało gotowanie w garze.
Nim wyjęłam gar Michał radośnie zdjął pieluchę i próbował ją zjeść.
Dziecko nakarmione - czas na śniadanie Kempka: chleb zamrożony, grzanka miękka (nie znoszę), pomidor spadł na ziemię (oczywiście pokrojony, oczywiście w paprochy).
Kawa! Może mleko w nie gorącej kawie się nie zwarzy? A jednak... Zwarzy.
Ktoś na klatce zaczął odkurzać i robił to - z zegarkiem w ręku - ponad 20 min. Michał w panice (odkąd kupiliśmy Henryka odkurzacz go przeraża). Norma.
Duchota jak 150, chociaż słońca zero - to mnie akurat cieszy, bo preferuję zimę i upały może sobie zabrać ktoś inny. Żeby jeszcze w tej duchocie szło oddychać...
Szybki prysznic i szybki bunt - Michał postanowił nie siedzieć w krzesełku, jak zazwyczaj, więc zanim ja się umyłam i ubrałam on zdołał przeczołgać się wokół kibla, pogrzebać w koszu na śmieci, rozwinąć papier, rozbroić krem, porozrzucać ręczniki, z całej siły grzmotnąć głową w umywalkę i z miłością przytulić szczotkę klozetową.
W kuchni odkryłam, że do mycia jest plata ORAZ obciekacz ORAZ zlew - wszystko jak na złość nierdzewne i na wszystkim widać KAŻDY zaciek, więc mleczko w dłoń i ochoczo (yhhmmm...) szoruje. Michał w tym czasie powywalał rzeczy z lodówki, wyjął z szafy WSZYSTKIE gary i miski, 40 razy z całej siły zatrzasnął drzwiczki pralki, wyrwał z niej szufladę na proszek, pogrzebał w koszu, połamał plastikowe pojemniki, stanął na otwartych drzwiczkach piekarnika, zerwał z niego uszczelke i wylał wodę z dzbanka. Kiedy wreszcie kończyłam chować wszystko na miejsca, naprawiać pralkę, wkładać uszczelkę i ścierać wodę, radośnie porwał wytłaczankę jaj i z pełnym uśmiechem sprawdził co będzie, jeśli obróci ją o 180 stopni. Zdążyła mi jeszcze mignąć myśl o kotletach z jajek, które miały być jutro na obiad, później wizja Micha przywiązanego do szczebelków łóżka i wymsknęło mi się "Ja Cię do żłobka oddam!", ale złapać w locie nie zdążyłam. W sprzątaniu rozbitych jaj staje się powoli ekspertem.
Wreszcie wcisnęłam Michałka w krzesełko, zatkałam - bardzo pedagogicznie - paczką ciastek i wzięłam się za zmywanie. Bojler jest zepsuty, więc woda była zimna (ale za to kąpiel miałam dziś we wrzątku - a bywa na odwrót). Na szczęście długo nie musiałam zmywać, bo Michał stwierdził, że zabawniej niż jeść jest wyjmować czekoladowe ciastka z buzi i rozsmarowywać na białym bodziaku, a resztę wyrzucać za burtę. Podejrzanie szybko się skończyły, więc postanowił rozbujać krzesełko, żeby móc wypaść i zebrać rozrzucone...
Teraz śpi. Aż cud, że tak wcześnie.
Jak obstawiacie - dalej będzie lepiej czy już tylko gorzej i od razu się popłakać?
Ten twój Lordas to prawdziwy Denis rozrabiaka ;) Aż nie chce się wierzyć, że tyle 'szkód' można wyrządzić w kilka godzin ;) Ale przynajmniej się nie nudzisz i wiesz, że masz dziecko! :) Jak ci się znudzi sprzątanie to weź go do koleżanki - niech tam nabroi :P Nie no taki żart :P I muszę ci powiedzieć że bardzo miło mi się czyta to co piszesz ;) Pozdrawiam Ilona J. ;P
OdpowiedzUsuń:)
UsuńTo był tylko poranek... Także mniej niż kilka godzin... góra półtora... :)
Chętnie go wpuszczam do cudzych mieszkań - zawsze miło pomyśleć, że ktoś inny będzie sprzątał :D