Przyszli i zostali:

czwartek, 14 listopada 2013

Nieproszeni

Wczoraj.
Siedzę sobie ledwo w gaciach, popijając poranną kawę i ze smutkiem myśląc, że koszulka od spania wkrótce będzie musiała mnie opuścić, bo te plamy z kawy, czekolady i inne dzieła małych rączek nie bledną nawet po kąpieli w 90 stopniach.
Wtedy... oczywiście: pukanie do drzwi.
Normalnie bym nie otwierała, ale Lordas już stoi pod nimi i skacze z radości, więc nie mogę udawać, że mnie nie ma w domu.
Nie czekam na kuriera, ani nawet na list miłosny, ale może chodzą sprawdzać gazomierz - kto ich tam wie. Ogólnie trzeba wyjść do ludzi, nie bądź dzikusem itd.
Zrywam się w te pędy, po drodze gorączkowo szukając wczorajszych spodni (wsiąkły), ostatecznie łapiąc kusy szlafrok, co pasek zgubił lata temu, który więc muszę stale przytrzymywać.
Gorączkowo szukam kluczy, bo były w torebce spacerowej, ale pamiętam, że ostatnio je gdzieś przekładałam...ostatecznie znajduję w najmniejszej torebce wciśniętej w najdalszy kąt wieszaka.
Otwieram, a tam elegancki facet w drogim płaszczu, u boku skórzana teczka. Cieszę się, bo chyba nie jehowiec...
Może szuka dłużniczki, która mieszkała tu przed nami, nabrała kredytów i zniknęła.
Bywało tak.
Może z milicji i szuka chłopa, co tu kiedyś mieszkał, a wyszedł z nowego domu i nie wrócił.
Tak też bywało.
Może w tym liberalnym kraju jest on pielęgniarzem środowiskowym i przyszedł sprawdzić jak żyjemy.
Tak jeszcze nie było, ale przecież może być.
Gorączkowo ściskam szlafrok, modląc się, żeby nie zauważył, że jeszcze nie ma połowy miesiąca i nie odbyłam wciąż listopadowego golenia nóg i żeby nie wystawało mi pół dupy jak zza krzaka. Drugą ręką ciągnę Lordasa za kołnierz, bo próbuje wyrwać się na zewnątrz, a go przecież gonić w gaciach po korytarzu nie będę.
Wymrukuje jakieś powitanie, standardowo facet pyta o samopoczucie (No mocno średnie panie, bo te ciastka co je pożeram garściami od kilku tygodni, zostały na moich udach, a teraz stoję przed tobą w gaciach i sam widzisz...)
Chciałby ze mną porozmawiać, jaki jest mój angielski?
Ale próżnym trudem moje próby otwarcia paszczy, bo pan na odpowiedź nie czeka...
Skąd jestem, czy z Polski?
Matko, po ryju widać czy to te nogi nieogolone jak w tym starym dowcipie...?!
Jednocześnie podnosi do góry kolorową broszurkę.
A jednak.
Może wolałabym porozmawiać w innym języku (wylicza)? (Tu ja powstrzymuję się od wyjrzenia i sprawdzenia czy w głębi korytarza nie stoi stos eleganckich klonów, którzy potrafią o bogu mówić po arabsku, gdyby mi się zachciało)
Czy wezmę broszurkę? Ma też po polsku, gdyby tak było mi wygodniej...
(Pomarańczę, ananasa?)
Mój wzrok jeszcze go nie zabił, więc mówię, że nie jestem zainteresowana, puszczam szlafrok (bo już co mi po skromności), łapię Lordasa za fraki, wciągam do mieszkania, zamykam drzwi.
 
Czy on ZAWSZE muszą przychodzić w najmniej odpowiednich porach?
Nie mogą przyjść jak siedzę ubrana, umalowana i bez pryszczy?
Teraz i tak wpadają raz na parę tygodni, ale raz dla świętego spokoju wzięłam gazetkę i potrafili przychodzić co drugi dzień...
Zdarzało się, że otwierałam im drzwi z rękoma całymi w cieście, wybiegałam spod prysznica, skracałam posiedzenia na kiblu, a raz nawet wpadli, kiedy akurat przewijałam Lordasa i byłam po łokcie w kupie.
Tych razów, kiedy budzili mi dzieciaka ledwo odłożonego na drzemkę nie liczę...
 
Krąży legenda, że kiedyś kogoś udało im się przekonać od tego chodzenia po domach, ale miejsca mają ograniczone, więc na co im ten trud?
To nawet bardziej upierdliwe niż ksiądz po kolędzie, bo ten chodzi raz w roku i możesz nie wpuścić...
 
Szczwane bestie - o tej porze w domach są niemal tylko takie jak ja mamuśki i pewnie łatwiej je zagadać takiemu przystojnemu chłopu w szarym płaszczu. Tym razem nie trafili, bo gdzie mu tam było do księcia Harrego, albo do mojego chłopa jak się ostrzyże i ogoli...
No i ja byłam niewyjściowa, więc nie w głowie mi flirty, a co dopiero bajki i bajeczki...
 
Czy będzie bardzo niegrzeczne jeśli wywieszę sobie na drzwiach karteczkę:
 "Nie chcę rozmawiać o bogach, politykach, ani zmieniać operatora kablówki.
Prawdopodobnie właśnie siedzę na kiblu, przetykam kretem zlew, albo myję włosy* (*niepotrzebne skreślić).
 Fenkju." ?
 
Czy tabliczka "Uwaga, zły pies" rozwiązuje problem akwizytorów słów bożych...?