Przyszli i zostali:

wtorek, 13 maja 2014

Co mnie wkurza trzynastego

Byłam dziś z Lordasem na zdjęciu gipsu, więc - oczywiście - przynoszę kolejne piekielne doświadczenia.
Mam wrażenie, że po każdym wyjściu do miasta zwiększa się moja ochota kupienia biletu za granicę. W jedną stronę. Właściwie trzymają mnie tu tylko zobowiązania rodzinne i - najszczerzej mówiąc - nie wiem jak długo zdołają utrzymać.
Nie wiem czemu dopiero teraz tak narzekam - przecież żyłam w Polsce 19 lat zanim pojechałam do UK... Może rzecz w tym, że nie byłam chorowita, więc szpitala prawie nie widywałam, a jedyne moje w tamtym czasie doświadczenie z urzędami to wyrabianie dowodu... Do tego byłam młoda, bezdzietna i mniej wymagałam.
 
Opowiem, bo jak opowiem, to mi przejdzie trochę złości..
 
Ja wiem, że każdy ma prawo mieć zły dzień, okres, ból prącia, jest 13ty, niewiele zostało z wypłaty, żona nie dała, mąż nie pochwalił obiadu, pada deszcz, świeci słońce, kot przebiegł drogę, wdepło się w psią kupę i każdego dnia to samo... Nie ma osoby, która nie byłaby czasem zniecierpliwiona (poza moim ulubionym instruktorem nauki jazdy, który wykazuje godne podziwu opanowanie!), a ja nie jestem wredną krową. Znaczy generalnie jestem, ale jak idę załatwiać sprawy, to jestem słodka jak miód, bo sama bym nie chciała, żeby klient przychodził i na mnie warczał. Gdybym miała klientów, uchowaj Latający Potworze.
 
Pierwszym piekielnym był dzisiaj lekarz, który sprawił wrażenie jakby chciał Lordasa wrzucić z gabinetu za to, że płacze. Okej - Lordas ryczy w każdym nowym / obcym pomieszczeniu i mnie to ma dopiero prawo wkurzać (wyobraźcie sobie - nawet do sklepu z nim nie mogę wejść... Nie wspomnę o takich miejscach jak przychodnia, biblioteka czy choćby dom dziadków). Za to zawsze myślałam, że jak się wybiera pracę z dziećmi (chirurg dziecięcy!), to się powinno brać płacz pod uwagę...
Akurat lekarza wkurzał nie tylko Lordas... ja też najwidoczniej, bo zamykał z boleścią oczy po każdym moim pytaniu. Ewidentnie w szkole rodzenia powinni mnie nauczyć jak się opiekować nogą dziecka po zdjęciu gipsu, ale jakoś tego nie zrobili. Byłam nawet tak bezczelna, żeby spytać czy on może na tą nogę już stawać i czy pozwolić mu raczkować.
Pominę warknięcie na wstępie: "Umyła mu pani tą nogę?!" jakbym naprawdę miała gdzie to zrobić skoro pielęgniara tyle co zdjęła mu gips i wysłała mnie prosto do niego (to samo pomieszczenie, oddzielone ścianką). Może mogłam wylizać... może takie są właśnie zwyczaje.
 
Drugą piekielną była sama pielęgniarka, która przy pacjencie podważała kompetencje lekarza zakładającego gips - było to w cholerę nieprofesjonalne, tymbardzej, że lekarz, który ten gips zakładał to świetny fachowiec, chwalony wszędzie gdzie się da i jeszcze nie znalazłam o nim negatywnej opinii w calutkim wielkim internecie (a szukałam wytrwale!). Do tego uprzejmy, miły. Jeden z tych lekarzy, dla których chciałabym być Kulczykiem i dawać im co miesiąc nagrody za pracę. Niewielu takich jest, jak trafiam, to im stawiam ołtarze...
Co do mnie, to baba przewróciła oczami (przysięgam! PRZEWRÓCIŁA OCZAMI!) kiedy spytałam czy na drugą wizytę mam się umawiać w rejestracji czy już mnie sami wpiszą do kajecika. Poczułam się jak mały, śmierdzący, niedouczony żuczek. Doprawdy miło.
Jak widzę taki personel, to naprawdę się cieszę, że nie płacę w Polsce podatków.
 
Trzecią piekielną rzeczą, która mnie zabija za każdym razem, gdy wychodzę z Lordasem do miasta jest chęć wszystkich wokół do pomocy. Serio, nie wymagam dużo - umiem wozem wjechać na każde schody, ale skoro pcham ciężki wózek i przepycham drzwi, które zaraz same zaczynają się zamykać, to ktoś mógłby chociaż przytrzymać...
W 95% przypadków nie ruszy się nikt (najbardziej uwielbiam ekspedientki, które stoją metr za drzwiami i udają, że mnie nie widzą), w 30% stoi za mną jakiś facet, który czeka, aż się wtarabanię i przytrzymam drzwi dla niego...
Cycki mi już dawno opadły - dobrze, że nie mam więcej członków zdolnych zwisać, bo wlokłyby się po ziemi...
 
 
Dzieła dopełniło babsko pędzące po parkingu marketu... Zatrzymała auto w ostatniej chwili, bo jechała zbyt szybko, żeby zauważyć, że matka z wózkiem przechodzi. I kiwała głową... dosłownie słyszałam jej cmokanie z niezadowolenia.
Po tak radosnej wizycie w szpitalu miałam ochotę podejść, urwać jej łeb i wbić nim kilka gwoździ.
Najbardziej mnie wkurwia, jak ktoś podważa moje rodzicielskie umiejętności... zwłaszcza babsko, które nie odkryło, że przez parking sklepu przechodzą ludzie i że nie należy się tam rozpędzać.
 
 
Wyliczyłam, że gdyby za każdym razem, gdy ktoś zachowa się wobec mnie jak burak, ubywał mi z wagi 1 gram, to dziś - po pięciu miesiącach w Polsce - byłabym już chudsza niż Anja Rubik. Znaczy, że zniknęłoby mnie ponad pół. Do końca roku prawdopodobnie bym zniknęła.
 
Nie wiem, czy to ja jestem zbyt wrażliwa czy naprawdę chamstwo się szerzy.
Może też trzeba zacząć być buraczaną cebulą, żeby w tym kraju jakoś żyć.
Zaczynam rozważać wynajmowanie na takie okazje kogoś o aparycji Pudziana, żeby tylko chodził za mną i spokojnie zwracał się do takich kmiotasów: "Grzeczniej!"
 
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz